Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/683

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zbędne, a gdybyś był bardziej rannym ptaszkiem, czułbyś, jak świeże powietrze płynie przez to okienko. A to ma swą wartość w wielkiem mieście, zatrułem wszelakimi wyziewami. Okno to wychodzi na ogrody ulicy de la Jussienne: drzewa hebanowe i lipy kwitną tam właśnie, a jeżeli biedny pracownik odetchnie o świcie ich wonią, to wspomnienie tej chwili jest mu na cały dzień źródłem cichego szczęścia.
— Podświadomie kochałem zawsze przyrodę — rzekł Gilbert — lecz nie zwracam wielkiej uwagi na jej zjawiska, bo zbyt do nich przywykłem.
— Powiedz, że nie tak dawno opuściłeś wieś, abyś miał już do niej tęsknić. No, ale już skończyłeś; chodźmy pracować.
Jakób wyszedł pierwszy i zamknął za młodzieńcem drzwi na kłódkę. Następnie poprowadził swego towarzysza prosto do pokoju, który Teresa zeszłego dnia nazwała jego gabinetem.
Motyle, rośliny i minerały za szkłem, w oprawie z czarnego drzewa, orzechowa bibljoteka, pełna książek, stół wąski a długi, przykryty wytartym kobierczykiem w pasy zielone z czarnem, na którym porządnie ułożone leżały manuskrypty; cztery fotele z wiśniowego ciemnego drzewa, kryte czarną włosianką — oto urządzenie gabinetu. Wszystko to było błyszczące, bez zarzutu pod względem czystości i porządku, lecz zimne i niemiłe dla oka i serca.
Światło dzienne, jakieś blade i szare, z trudem prze-