Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/597

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przeszła obok pana de Choiseul; trudno powiedzieć czy go widziała czy nie, to tylko pewna, że najmniejszą oznaką, żadnem skinieniem go nie powitała.
Z chwilą, gdy zajęła miejsce w karecie królewskiej, w mieście uderzono w dzwony, które przygłuszyły gwar uroczysty.
Pani Dubarry promieniejąca powróciła do swej karety.
Król, otoczony orszakiem, zawrócił drogą do Compiégne.
Wtedy dopiero, powstrzymywane dotąd uszanowaniem i wzruszeniem, wszystkie naraz głosy wybuchnęły ogólną wrzawą.
Dubarry podszedł do drzwiczek karety swojej siostry, która powitała go z twarzą uśmiechniętą: oczekiwała na powinszowania.
— Czy wiesz, Joanno, — rzekł, palcem wskazując na jeźdźca, rozmawiającego przy jednej z karet, należącej do świty delfinowej — czy wiesz, kto jest ten młody człowiek?
— Nie — odrzekła hrabina — ale czy ty wiesz, co odpowiedziała delfinowa gdy król mnie jej przedstawiał?
— Tu nie o to chodzi. Ten młody człowiek to Filip de Taverney.
— Czy to ten, który cię zranił szpadą?
— Tak. A wiesz, kto jest ta zachwycająca osóbka z którą w tej chwili rozmawia?
— Ta młoda panna blada i wyniosła?