Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Piorun uderzył i zerwał lejce przednich koni, które uciekły, unosząc pocztyljona.
Kobieta obejrzała się niespokojnie.
— A ten... który z kozła powoził, gdzie jest?
— Wszedł w tej chwili do powozu.
— I nic mu się nie stało?
— Nic a nic.
— Jesteś pan pewny tego?...
— Jak najpewniejszy.
— Chwała Bogu!...
Młoda kobieta uspokoiła się i po chwili zapytała:
— A pan gdzie się znajdował, że tak w porę przybył mi z pomocą?
— Zaskoczony burzą, schowałem się w jaskini, która jest zejściem do kopalni, gdy naraz ujrzałem pędzący powóz. Sądziłem, że konie go ponoszą, przekonałem się jednak, iż trzyma je ręka silna i wprawna... Naraz nowy straszliwy huk piorunu obezwładnił mnie zupełnie. To, co opowiadam, wydaje mi sennem widziadłem.
— Nie jesteś pan zatem pewny, czy ten kto powoził z kozła jest obecnie wewnątrz powozu?
— Ależ pani, — ocknąwszy się z osłupienia, widziałem doskonale jak tam wchodził.
— Sprawdź pan to z łaski swojej raz jeszcze, proszę pana...
— W jaki sposób mam to uczynić?...
— Nasłuchując. Jeżeli jest w powozie, to będzie słychać dwa głosy...