Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/400

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niczki. Nie o sobie mówię, mój ojcze, na los swój się nie skarżę, jam szczęśliwa, bom wolna, bom nikomu niepotrzebna, bo będę w cichości, w odosobnieniu, w ubóstwie, prosić Boga, aby odwrócił od was straszną burzę nadciągającą.
— Córko! dziecko moje — rzekł król — obawa maluje ci przyszłość w kolorach groźniejszych, niż są w rzeczywistości!
— Racz, Najjaśniejszy Panie, — odparła księżna Ludwika, — wspomnieć na ową księżnę starożytną, na ową prorokinię, co przepowiadała ojcu i braciom wojnę, zniszczenie, pożogę!... Szydzono z niej, nazywano bezrozumną! Nie postępujcie tak ze mną. Strzeżcie się, ojcze!... Zastanówcie się, królu!
Ludwik XV skrzyżował ręce i opuścił głowę na piersi.
— Córko moja — szepnął — surową jesteś dla mnie, czy wszystko to złe, które wyszczególniłaś, dziełem jest mojem?
— Niech Bóg uchowa! Złe to czasy, w których żyjemy. Posłuchajcie, co się dzieje, posłuchajcie jak oklaskują każdą aluzję przeciw królestwu rzuconą w teatrze. Lud, Najjaśniejszy Panie, bawi się i raduje kiedy nas nie widzi, gdy nas spostrzega zachmurza się w tejże chwili. Niestety i tu tak samo; piękni młodzieńcy, śliczne kobiety — rzekła melancholijnie — kochajcie! śpiewajcie! bawcie się! Tu wam zawadzałam, tam służyć będę. Tu mój widok tłumił wasze śmiechy radosne; tam ja