Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z przewódców, którego akcent zdradzał pochodzenie szwajcarskie — czy wszystko zbadałeś? —
— Wszystko! — odrzekł wielki Kofta.
— Mistrzu! na szczytach gór naszych, w głębinach dolin i nad brzegami jezior naszych — przyzwyczajeni jesteśmy mówić otwarcie, więc powiem ci — chwila źle jest wybrana...
Widziałem córkę Marji-Teresy, zmierzającą do Francji. Widziałem ją, w całym blasku urody i bogactwa dążącą, aby połączyć krew siedemnastu Cezarów z krwią spadkobiercy sześćdziesięciu dwóch królów. Ludy się cieszą, jak zawsze, gdy im rozluźniają lub złocą kajdany. Powtarzam, czas nie nadszedł jeszcze!...
Ogólne zapanowało milczenie, wszyscy zwrócili oczy na śmiałego mówcę.
Mów dalej, bracie, — rzekł wielki Kofta. My, wybrańcy nieba, nie odrzucamy rad dobrych.
Szwajcar mówił dalej:
— Nauka i życie dały mi doświadczenie i moc odgadywania charakterów z fizjognomji ludzkiej.
Napróżno człowiek łagodzi wzrok, napróżno każe się ustom uśmiechać, charakter przebija się mimowoli w jego twarzy.
Czytałem więc na czole młodej dziewicy, mającej panować nad Francją, dumę, odwagę i tkliwe miłosierdzie dziewcząt niemieckich; twarz młodego człowieka, mającego zostać jej mężem, wyraża zimną krew, słodycz i zmysł spostrzegawczy. Naród francuski, niepomny złego, a dobrego nieza-