Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tów i Druidów. Zbierałem nasiona niedoli i szczęścia. Gdy simun i huragan przelatywały nad głową moją, miałem moc powierzać im ziarna, które niosły w dal śmierć lub życie, stosownie do tego, czym potępił lub pobłogosławił okolicę w którą zwróciłem twarz zagniewaną lub uśmiechniętą.
Pośród tych nauk, prac i podróży, doszedłem lat dwudziestu.
Pewnego dnia mistrz mój wszedł do groty marmurowej, gdzie się schroniłem przed upałem. Twarz miał surową, a jednocześnie uśmiechniętą; w ręku trzymał flakon.
— Acharacie — rzekł do mnie — mówiłem ci zawsze, że nic się nie rodzi i nic nie umiera na świecie; że kolebka i grób to bracia, a człowiekowi, ażeby widział jasno swoje minione egzystencje, brak tylko jasnowidzenia, które go równym Bogu uczyni. Od chwili bowiem, gdy posiądzie jasnowidzenie, stanie się jak Bóg nieśmiertelnym. Ja, zanim znajdę napój, zwyciężający śmierć samą, znalazłem napój, który rozprasza ciemności. Acharacie, wypiłem wczoraj tyle, ile brak w tej buteleczce — ty wypij dzisiaj resztę.
Miałem nieograniczoną ufność, miałem szacunek najwyższy dla mistrza, a jednak ręka mi drżała za dotknięciem flakonu, podawanego mi przez Althotasa; tak musiała drżeć ręka Adama, gdy brał jabłko od Ewy.
— Wypij! — rzekł, uśmiechając się.
Położył mi ręce na głowie, jak zwykle, gdy