Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zapakuj-no moje koronki do pudła — oderwała się Andrea.
— Do pudła, panienko? — a do jakiego?... — zapytała pokojówka.
— Czy ja wiem! Czy nie mamy żadnego?
— I owszem, jest to, które mi panienka podarowała... mam je u siebie w pokoju.
I pobiegła z taką gotowością, że ostatecznie zjednała sobie Andreę.
— Ależ to twoja własność, — powiedziała panna de Taverney, zobaczywszy powracającą Nicolinę — możesz sama go potrzebować, moja droga.
— Skoro panience przydać się może, służę z całego serca.
— Pamiętaj, że chcesz iść na swoje gospodarstwo — odpowiedziała Andrea — i że w takim razie nigdy się niema zadużo sprzętów.
Nicolina zarumieniła się po uszy.
— Pudło to — odezwała się znowu Andrea — będzie ci potrzebne do ułożenia ślubnego stroju.
— O! panienko — odpowiedziała wesoło potrząsając głową Nicolina — mój strój ślubny niewiele mi zajmie miejsca.
— Dlaczego? Chcę abyś, wychodząc zamąż, była szczęśliwa, a nawet bogata.
— Bogata? — proszę panienki.
— Naturalnie, bogata, względnie.
— Czy panienka znalazła dla mnie jakiego zamożnego dzierżawcę?
— Nie; ale znalazłam posag dla ciebie.