Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

telnie blady — raczy sobie przypomnieć łaskawie, że wcale o ten zaszczyt nie prosiłem.
— O! nie trudno się było domyślić, że cię zechcę zobaczyć.
— Przebacz mu, Wasza Wysokość, — odezwała się Andrea — sądził, że dobrze robi.
— A ja ci mówię, że bardzo zawinił — odparła księżniczka w sposób, aby ją usłyszał Balsamo tylko i Andrea. — Nie wolno mu było wywyższać się kosztem biednego starca. Delfinowej Francji przyjemniej byłoby napić się z cynowego kubka szlachcica, niż ze złotej czary szarlatana.
Balsamo wyprostował się i wstrząsnął, jakby ukąszony przez żmiję.
— Arcyksiężno — powiedział drżącym głosem — gotów jestem odkryć przyszłość, jeżeli Wasza Wysokość w swem zaślepieniu koniecznie tego żąda.
Wypowiedział to tonem tak pewnym i groźnym zarazem, że obecnym ścięła się krew w żyłach.
Arcyksiężna pobladła.
Gieb ihm kein Gehoer, meine Tochter[1] — odezwała się ochmistrzyni po niemiecku.

Lass sie hoeren, sie hat wissen wollen, und so soli sie wissen[2] — tym samym językiem odpowiedział Balsamo.

  1. Nie słuchaj go, moja córko.
  2. Pozwól jej pani, słuchać, chciała wiedzieć, będzie. wiedziała.