Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z pewnością ani moje fotele, na których kości łamać można, ani brudne i postrzępione obicia. Djabli nadali z tymi kaprysami! Pysznie wyglądać będzie Francja rządzona przez tak ekscentryczną kobietę.
— Ależ, kochany ojcze, jak możesz wyrażać się w ten sposób o księżnie, która nam czyni zaszczyt najwyższy.
— I poniża mnie i pognębia nim okrutnie! — krzyknął starzec. — Komu teraz przyjdzie Taverney do głowy? Nikomu! Nazwisko to drzemie pod gruzami Maison-Rouge. Miałem nadzieję, że zbudzi się w danej chwili, ale omyliłem się widocznie. Gazety, polujące tak chciwie na wszystko, co śmieszne, toż to będą miały uciechę z tych odwiedzin wielkiej księżniczki w brudnej chałupie Taverney!
— Na Boga! wiem, co uczynię!
Baron w taki sposób wymówił te słowa, że oboje młodzi zadrżeli.
— Co chcesz uczynić, mój ojcze? — zapylał Filip.
— A to — wycedził przez zęby baron — jeżeli hrabia de Medina — mógł podpalić swój pałac, aby pocałować królowę, ja mogę puścić z dymem tę budę, aby się uwolnić od przyjmowania małżonki Delfina. Dobrze! niechaj przybywa księżniczka.
Młodzi dosłyszeli te tylko ostatnie wyrazy i z niepokojem patrzyli na siebie.
— Dobrze! dobrze!... niechaj przybywa!... powtarzał de Taverney.
— Nadjedzie lada chwila — powiedział Filip —