Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zbliżyłem się w tej chwili.
— Nazwisko pańskie? — zapytała prześlicznym głosikiem.
— Kawaler Taverney Maison-Rouge, — jąkając się, odpowiedziałem.
— Zapisz mi to nazwisko, moja droga — powiedziała Jej Wysokość, zwracając się do starszej damy.
— Dowiedziałem się później, że była to ochmistrzyni księżnej, hrabina Langershausen.
Następnie dostojna pani zwróciła się znowu do mnie i rzekła:
— Ah! jakże wam strasznie dokuczyć musiała ta fatalna pogoda dzisiejsza. Przykro mi, doprawdy, że to dla mnie wycierpieliście tyle.
— Jaka to wielka uprzejmość, co za prześliczne słowa! — zawołała Andrea, składając ręce.
— Zatrzymałem je też w żywej pamięci — odpowiedział Filip zachwycony.
— Bardzo dobrze! doskonale! — mruczał baron ze szczególniejszym uśmiechem, zdradzającym jednocześnie próżność ojcowską, i to złe wyobrażenie, jakie miał o kobietach wogóle, a o królowych w szczególności.
— Cóż dalej, Filipie?
— Co ty odpowiedziałeś? — zapytała Andrea.
— Nie odpowiedziałem nic; skłoniłem się tylko do samej ziemi.
— Jakto? nic nie odpowiedziałeś?... — zawołał baron.