Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1791

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Brat cię będzie prześladował, a siostra zabić cię każe, jak psa, jeżeli się pokażesz w Paryżu.
— O! to mnie mało obchodzi — odrzekł Gilbert.
— Jakto, mało cię obchodzi?
— Tak jest; kochałem pannę Andreę, jak nikt jej kochać nie jest w stanie. Ona mną poniewierała, mną, com ją szanował, jak świętość. Pogardziła mną. Chociażem dwa razy trzymał ją w objęciach, nie dotknąłem nawet ustami jej szaty.
— Tak, ale kazałeś jej zapłacić za to wszystko, zemściłeś się uwiedzeniem!...
— O! nie, nie, skorzystałem tylko ze sposobności, którą mi ktoś nasunął.
— Kto?
— Pan!
Balsamo zerwał się, jak ukąszony przez żmiję.
— Ja?
— Pan, panie hrabio, uśpiłeś pannę Andreę i uciekłeś. Baronówna o mało nie padła na ziemię. Podtrzymałem ją i odniosłem do jej pokoju. Cóż pan chcesz, kochałem ją. Czyż rzeczywiście jestem takim winowajcą, powiedz mi pan, który jesteś przyczyną mego nieszczęścia?
Balsamo spoglądał z litością na chłopca.
— Masz słuszność, moje dziecko — wyrzekł — ja jestem przyczyną nieszczęcia twego i tej biednej dziewczyny.
— I zamiast ratować, pan, człowiek potężny,