Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1614

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rączkę jego, wychodzącą w zielonym stroju; ja jeddnak, przyznają się pokornie, nie widziałem nigdy, jak ubiera się delikatność pana de Taverney.
— Więc ja ci mówię, marszałku, że to brzydki człowiek, że odegrał niemniej brzydką rolę...
— O! jeżeli Wasza Królewska Mość mi to mówi...
— Tak, ja sam!
— Jestem bardzo szczęśliwy, słysząc to z ust Najjaśniejszego Pana. Bo przyznaję, że i dla mnie Taverney nie jest uosobieniem delikatności, ale Najjaśniejszy Panie, dopóki Wasza Królewska Mość nie raczyłeś objawić swego zdania...
— Więc objawiam, że go nie cierpię.
— Wyrok zatem zapadł — ciągnął dalej Richelieu — ale baron ma na swoje szczęście tak potężne orędownictwo u Waszej Królewskiej Mości.
— Co chcesz przez to powiedzieć?
— Że jeśli ojciec miał nieszczęście niepodobać się królowi...
— I to nawet mocno.
— Rozumiem, Najjaśniejszy Panie.
— Więc cóż chcesz powiedzieć?
— Chcę powiedzieć, że pewien anioł o niebieskich oczach i jasnych włosach...
— Nie rozumiem cię, Mości książę.
— Pojmuję to Najjaśniejszy Panie.
— Ale ja życzyłbym sobie zrozumieć.
— Najjaśniejszy Panie, profan taki jak ja, drży na myśl uniesienia zasłony, pod którą się kryje tajemnica czarów i miłości; ale powtarzam, ileż to Taverney zawdzięcza tej, która łagodzi oburzenie królewskie przeciw niemu. Panna Andrea musi być aniołem!
— Panna Andrea jest potworem fizycznym, jak ojciec moralnym! — zawołał król.
— Ach! — krzyknął Richelieu w najwyższem zdumieniu — więc myliliśmy się wszyscy. A ta piękna powierzchowność!...