Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1613

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jesteś złotoustym, panie de Richelieu.
— Och! Najjaśniejszy Panie...
— O czemże nareszcie chcesz mówić?
— O przyjacielu moim, de Taverney.
— O twoim przyjacielu? — zawołał król.
— Wybacz, Najjaśniejszy Panie....
— Taverney! — powtórzył Ludwik XV z rodzajem przerażenia, które zdziwiło księcia.
— Najjaśniejszy Panie! Stary to towarzysz mój... służył pod Villars razem ze mną.
Zatrzymał się na chwilkę.
— Wiesz wszak, Najjaśniejszy Panie, że mamy zwyczaj nazywać na tym świecie przyjaciółmi wszystkich, których znamy, wszystkich, którzy nareszcie nie są naszymi nieprzyjaciółmi; to zwyczajna formułka grzeczności.... formułka, pod którą zwykle nie wiele się kryje.
— Jest to wyraz często kompromitujący, mój książę — rzekł król kwaśno — jest to wyraz, którego ostrożnie używać należy.
— Rady Waszej Królewskiej Mości są wyrazem prawdziwej mądrości. Pan de Taverney więc...
— Pan de Taverney jest człowiekiem zdemoralizowanym.
— Najjaśniejszy Panie — rzekł Richelieu — domyślałem się, słowo honoru...
— Człowiek to bez najmniejszej delikatności, panie marszałku.
— Co do jego delikatności, Najjaśniejszy Panie, nie mogę nic powiedzieć; możemy tylko sądzić o tem, co nam jest znane, nie zaręczam więc...
— Jakto nie zaręczasz za delikatność twego przyjaciela, starego towarzysza, kolegi z pod Villars, człowieka, którego mi przedstawiłeś nareszcie? Musisz go znać chyba przecie?
— Jego? tak, Najjaśniejszy Panie; ale jego delikatności nie. Sully powiedział dziadowi Waszej Królewskiej Mości, Henrykowi IV, że widział go-