Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1611

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
CXXXIV
PAMIĘĆ KRÓLÓW

Richelieu, stosownie do przeznaczenia, umieścił się wprost Jego Królewskiej Mości, w chwili, gdy książę Kondeusz podawał mu koszulę.
Król, spostrzegłszy marszałka, odwrócił się tak gwałtownie, że koszula o mało nie upadła na ziemię.
Książę Kondeusz cofnął się przerażony.
— Przepraszam cię kuzynie — rzekł Ludwik XV, aby zaznaczyć, że ten odruch niechęci nie do niego się odnosił.
Richelieu pojął doskonale, że gniew dotyczył jego osoby. Ponieważ jednak przyszedł zdecydowany nawet na wywołanie gniewu, gdyby potrzeba było, byle doprowadzić do wyjaśnień, zmienił tylko miejsce i stanął tam, którędy król musiał przechodzić, udając się do gabinetu.
Ludwik XV, straciwszy z oczu marszałka, zaczął znów rozmawiać swobodnie i uprzejmie, ubierał się: projektował polowanie w Marly, i zasięgał co do tego rady kuzyna, bo Kondeusze mieli sławę wielkich myśliwych.
Ale w chwili udania się do gabinetu, w chwili kiedy prawie wszyscy już wyszli, wzrok jego spotkał znów Richelieu’go; pochylającego się w tak pysznym ukłonie, jakiego nie widziano już od czasu Lauzun’a, który, jak wiadomo, sławny był pod tym względem.
Ludwik XV zatrzymał się prawie zmieszany.
— Jeszcześ tu, panie de Richelieu? — zapytał.
— Na rozkazy Waszej Królewskiej Mości.
— Nie opuszczasz więc zupełnie Wersalu?
— Od czterdziestu lat, Najjaśniejszy Panie, prawie się stąd nie oddalam, chyba na krótko i za rozkazem Waszej Królewskiej Mości.