Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1520

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pozwól go sobie ofiarować, hrabino, pod tym warunkiem, że tylko ty, pani, będziesz go dosiadać!
— O! nie, nie, dziękuję bardzo, ja nie jeżdżę konno, a przynajmniej bardzo tchórzliwie. Ale chęci pańskie, hrabio, starczą mi w zupełności za uczynek. Dowidzenia tymczasem, a nie zapomnij pan, za dziesięć lat, miej dla mnie eliksir młodości.
— Ja mówiłem za lat dwadzieścia.
— Hrabio, czy nie wiesz, że lepiej zawcześnie, niżeli zapóźno. Więc nawet gdybyś mi go mógł dać za pięć lat... nikt nie wie, co się stać może.
— Jak pani sobie życzy! Wszak pani wie, że jestem jej całkiem oddany.
— Ostatnie słóweczko, hrabio.
— Słucham.
— Muszę już mieć wielkie zaufanie i wiarę w ciebie, aby ci to powiedzieć!
Balsamo, który już jedną nogą był na stopniu, zapanował nad swą niecierpliwością i zbliżył się znów do hrabiny.
— Powszechnie mówią — ciągnęła dalej Dubarry że król ma słabostkę do tej małej Taverney?
— A! czyż to możliwe?
— A nawet mówią, że wielką skłonność. Musisz mi powiedzieć, hrabio, czy to prawda? nie oszczędzaj mnie, powiedz mi jak przyjaciółce, zaklinam cię, wyjaw mi całą prawdę.
— Hrabino, uczynię więcej, bo cię zapewniam,