Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1497

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— No proszą...
— Czy go mam aresztować... tak, czy nie...
— Tak, czy nie?
— Tak, czy nie...
— Ależ panie naczelniku policji, nie rozumiem tego: bo przecież jeśli spiskuje...
— Tak, ale jeśli osłania go potrosze jakieś nazwisko, tytuł?...
— A! rozumiem. Ale jakież nazwisko, jakiż tytuł? To musiałbyś mi pan koniecznie wyjaśnić, abym był w stanie dopomóc pańskim poszukiwaniom.
— Powiedziałem już panu, że znam nazwisko, pod którem się ukrywa, lecz...
— Lecz nie znasz pan tego, pod którem się ukazuje, nieprawdaż?
— W samej rzeczy; i gdyby nie to...
— Gdyby nie to, kazałbyś go pan aresztować?
— Bezzwłocznie.
— A więc, kochany panie de Sartines, jakże to szczęśliwie, że ja tu przybyłem, jak powiedziałeś mi to pan przed chwilą, bo właśnie mogą panu oddać przysługą, której pan ode mnie żądasz.
— Pan?
— Tak, ja.
— Więc pan powiesz mi jego nazwisko?
— Tak.
— Nazwisko, pod którem występuje?
— Tak.
— To ono jest panu znane?