Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1462

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niosła ją do ust, lecz nie wypiła ani kropelki, tak jej ręka strasznie dygotała. Dreszcz febryczny wstrząsnął nią powtórnie, postawiła szklankę na miejscu, straciła przytomność i padła na poduszki jak martwa, lub piorunem rażona. Trwało to zaledwie sekundę. Z trupa przemieniła się w ożywiony marmurowy posąg; otworzyła oczy z przerażającą bezmyślnością i powstała z łóżka. Po chwili przeszła pokój, otworzyła drzwi oszklone, przebiegła korytarz i schody i, bez wahania, stanęła na tarasie. W chwili, gdy zaczęła schodzić ze schodów, Gilbert, wchodzący z ogrodu, wstępował na pierwszy stopień. Ujrzawszy bladą, milczącą kobietę, schodzącą w nocy, w bieliźnie tylko, do ogrodu, przeraził się okropnie. Zdawało mu się, że ducha zobaczył, bo Andrea rzeczywiście bardziej była podobną do ducha, niżeli do ludzkiej istoty. Gilbert przypomniał sobie, że raz widział ją już w równie dziwny sen pogrążoną; było to w zamku Taverney. Zeszedł z drogi, baronówna przeszła obok niego nic nie widząc. Odważny młody chłopak drżał ze strachu wobec tego widma. Nie wiedział, co może znaczyć ta nocna wycieczka, ale wytężył wzrok, aby nie stracić z oczu idącej. W głowie mu się mąciło, krew tętniła w skroniach, skrył się pośród gałęzi i śledził pannę de Taverney, jak czynił to zwykle, od czasu, gdy ogarnęła go ta nieszczęśliwa miłość.
— Andrea nie jest jednakże ani szalona ani w malignie, idzie więc widocznie na schadzkę! — pomyślał Gilbert.