Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1402

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jesteś jedynym moim przyjacielem i odjeżdżasz! A mnie tak smutno, tak strasznie smutno! Pytasz, czego płaczę? Pomyśl tylko, jak jestem osamotnioną, pomyśl tylko Filipie, matkę straciłam dzieckiem, ojca... Boże przebacz! ojciec jest mi obojętnym zupełnie. Wszystke uczucia moje, smutek, radość czy cierpienie, powierzałam tylko tobie. Kto mnie pieścił? kto mnie kołysał, gdy byłam niemowlęciem? Ty, ty i zawsze ty!.. Kto mnie kształcił, kto mnie uczył miłości Boga i ludzi? Ty także, mój bracie. Wiesz, iż nigdy nie kochałam nikogo, prócz ciebie; nie odwracaj się ode mnie — ciągnęła smętnie Andrea — chcesz mi odpowiedzieć zapewne, iż nie mam prawa do żalów: jestem młodą i piękną, przyszłość się do mnie uśmiecha, miłość... Niestety braciszku drogi, młodość i piękność nie wystarczają na świecie, gdy się nikt nami nie opiekuje.
Powiesz mi, że bluźnię, bo, gdy mam za opiekunkę następczynię tronu, czegóż mogę żądać więcej. Księżna dobrą jest jak anioł, świętą jest w moich oczach, nie zapominaj jednakże, że delfinowa nie może być powiernicą biednej panny Taverney, to za niskie dla niej sfery. Ojciec!... Boże drogi, nie zdziwisz się chyba, gdy ci powiem, iż ojciec nasz nie jest dla mnie ani opiekunem, ani przyjacielem; przyznam się nawet, że się go boję teraz, bo tak szczególnie jakoś spogląda na mnie. Dziwisz się temu? Dla mnie jest to także niezrozumiałe. Ale mam niedobre przeczucie, przeczucie instynktowne, ot takie zapewne, jakie mają