Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ho, ho, domyślają się czegoś.
— Jest jeszcze bardzo wcześnie — odezwał się lokaj — widząc że pan ubiera się pośpiesznie.
— Cóż powiedziano gościom?
— Że Wasza Książęca Mość śpi jeszcze dotąd.
— Ależ to nonsens. Trzeba było powiedzieć, że pracowałem bardzo długo w nocy, lub.... lub.... gdzie Rafté?
— Pan Rafté śpi.
— Jeszcze! Obudzić go natychmiast.
— Cóż tam takiego? — zapytał, wchodząc, mały, chudy, staruszek.
— Ach Rafté! mówiono mi, że śpisz jeszcze.
— Nicby nie było dziwnego, gdybym spał, toż to świta zaledwie.
— Ale mój drogi, ja już nie śpię.
— To co innego. Pan jesteś ministrem, a ministrowie zwykle mało sypiają.
— Nudzisz stary. Czy cię to nie cieszy, hę?
— Cóż mnie to obchodzi? Pan się z pewnością niedługo zmęczysz, rozchorujesz, i w końcu będę znowu musiał wszystko robić za pana!... Ładna perspektywa.... brr....
— Starzejesz się widzę, mój Rafté!
— Mam honor być młodszym od pana o cztery lata, rzeczywiście więc jestem stary.
Marszałek poruszył się niecierpliwie.
— Przechodziłeś przez przedpokój?
— Tak.
— Kogoś tam widział?