Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pani Dubarry — mówił dalej Richelieu, — obiecała mi wyrobić tekę ministerjalną.
— Wszak ci się ona należy, wuju.
— Nie wiem, czy mi się należy, ale jeśli ją otrzymam, chciałbym się zająć tobą, mój drogi.
— Dziękuję księciu, dałeś mi już nieraz dowody swojej o mnie pamięci.
— Czy nie masz czego na myśli, d’Aiguillon?
— Jak na teraz, o niczem nie myślę, dość mi będzie, gdy zdołam uratować mój tytuł para Francji i księcia, gdyż parlament domaga się, aby mnie zdegradowano.
— Czy możesz liczyć na jakie poparcie?
— Na żadne, wuju.
— To byłbyś przepadł napewno, gdyby nie ta szczęśliwa okoliczność.
— Napewno.
— Mówisz spokojnie, jak filozof... Ale ja też nie oszczędzam cię wcale i mówię z tobą nie jak wuj kochający, ale jak minister.
— Rozczula mnie, kochany wuju, twoja dobroć.
— Rozumiesz przecie, że jeżeli wezwałem cię z takim pośpiechem, to dlatego tylko, że chcę ci dać świetne stanowisko. Czy zastanawiałeś się kiedy nad rolą, jaką grał de Choiseul przez lat dziesięć?...
— Pozycja jego była bardzo piękna.
— Tak była piękną dopóty, dopóki żył zgodnie z panią de Pompadour i, póki przy jej pomocy, rządził królem, ale stała się bardzo smutną, gdy