Strona:PL Dumas - Hiszpania i Afryka.djvu/431

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nas stało uszykowanych trzydziestu do czterdziestu arabów; całym ich posiłkiem było trochę daktylów, a pragnienie gasili wodą źródlaną, która zatrzymawszy się przez chwilę w matem skalistem ocembrowaniu, odpływała, zostawując po sobie ślady tem żywszéj zieloności.
Nie odpływała jednak daleko, gdyż o pięćdziesiąt kroków najdaléj słońce wypijało ją do reszty.
Śledziłem wzrokiem jedyną łzę, która wilgotną zmarszczką piętnowała wyschłe oblicze ziemi, a skierowawszy spojrzenie moje od rzeczy do ludzi, postrzegłem że nasz murzyn niepomny już zapewne na bastonadę, w skutku któréj tak okropne krzyki wydawał, igra ze strzelbą pana Florat, jakby małpa lub inne jakie zwierzę co z przednich łap dwie ręce zrobiło, i nie wystrzega się bynajmniéj tego czego się wystrzega zwykle człowiek w obcowaniu z palną bronią.
Miałem właśnie zwrócić na to, uwagę pana Florat, gdy wnet ujrzałem iż strzelba przemieniła się w błyskawicę, kula gwiznęła po nad naszemi łowy i spłaszczyła się o skałę pod którą siedzieliśmy.
Natychmiast zerwaliśmy się na równe nogi i wzięliśmy za strzelby.
Rzeczywiście niewiem, czy to była niezręczność? czy też napaść?
Arabowie stali również z bronią w ręku. Murzyn tarzał się po ziemi jęcząc jak konający.
Nastało chwilowe milczenie; roztropność radziła przypadek ten przypisać niezręczności; tak też uczyniliśmy.
W pośród tego milczenia, pan Florat poszedł wprost do murzyna, odebrał mu strzelbę jedną ręką, drugą zaś silnie wykropił go harapnikiem. — Nie potrzebujemy wspominać że łotr murzyn ani się nawet zadrasnął i że wrzeszczał naumyślnie. Ale teraz już przynajmniéj miał dla czego wrzeszczeć.