— To nie dla ciebie, Watsonie. — Lecz, gdy zobaczył moją rozczarowaną minę, rzekł z dobrotliwym uśmiechem:
— Dobrze, chodź, jeśli chcesz. Panie profesorze, jesteśmy do pańskiej dyspozycji.
∗
∗ ∗ |
Przed budynkiem Kollegjum było stare, mchem porosłe podwórze. Stamtąd wchodziło się przez gotycką bramę na kamienne, kręcone schody. Pokój naszego klienta mieścił się w parterze i miał duże, zakratowane okno. Nad niem na pierwszem, drugiem i trzeciem piętrze mieszkali, jeden nad drugim, trzej studenci. Holmes zatrzymał się i spojrzał ku oknu w parterze. Potem podszedł bliżej, stanął na palcach, wyciągnął szyję i zaglądnął tamtędy do pokoju profesora.
— Musiał wejść przez drzwi — rzekł profesor — niema innego okna, prócz tego zakratowanego.
— Jeśli tu nic nie możemy zobaczyć — odrzekł Holmes, uśmiechając się po swojemu — to może lepiej wejdźmy.
Weszliśmy na korytarz. Profesor otworzył zewnętrzne drzwi swego pokoju i wprowadził nas do środka. Holmes rozpoczął natychmiast szczegółowe badanie dywanu. A profesor i ja stanęliśmy w kącie, by mu nie przeszkadzać.
— Tu niema żadnych śladów — rzekł potem.