Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 3.pdf/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zowanej soli. W tej sprawie nic nie jest zagadkowem, choć wczoraj parę szczegółów nazwałem zajmującymi. Szkoda tylko, że żaden sąd nie może temu łotrowi nic zrobić.
— Któż więc to jest i jaki cel miał on w tem, żeby pannę Sutherland osadzić na koszu?
Ledwie to wymówiłem, a Holmes mi jeszcze nie odpowiedział, kiedy w sieniach dały się słyszeć ciężkie kroki i ozwało się pukanie do drzwi.
— To jest Windibank, ojczym, rzekł Holmes. Pisał mi, że zjawi się u mnie o szóstej. Proszę!
Wszedł mężczyzna, silnie zbudowany, średniego wzrostu, lat około trzydziestu, gładko ogolony, o śniadej cerze i o parze uderzająco żywych, przeszywających, szarych oczu; jego zachowanie się było uprzejme, prawie uniżone. Rzucił pytający wzrok na nas, położył swój lśniący jedwabny kapelusz na bocznym stoliku i z lekkim ukłonem zajął miejsce na najbliższem krześle.
— Dobry wieczór, panie Windibank, powitał go Holmes. Przypuszczam, że ten na maszynie pisany list, w którym się pan zapowiedziałeś na szóstą godzinę, wyszedł z pod pańskich rąk.
— Zupełnie słusznie. Obawiam się tylko,