Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 3.pdf/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pomylił się, — a była to sprawa z fotografią Ireny Adler, zresztą rozświetlił i wyjaśnił wypadki najzawilsze, jakie się tylko dadzą pomyślić.
Pożegnałem więc Sherlocka Holmesa, który ciągle jeszcze kurzył swą glinianą fajkę, w tem przekonaniu, że on już następnego wieczora odnajdzie zaginionego narzeczonego panny Mary Sutherland i stwierdzi jego identyczność.


∗                ∗

Ciężko chory pacyent pochłaniał wtedy czas mój tak zupełnie, że następnego dnia dopiero około godziny szóstej mogłem pojechać na Bakerstreet; obawiałem się, że przybędę już za późno, aby być obecnym przy rozwiązaniu zagadki. Zastałem atoli Sherlocka Holmesa samego; na pół śpiący siedział rozparty w fotelu. Cały pułk butelek, probówek, tygielków, oraz ostra woń różnych kwasów wskazywała na to, że zajęty był pilnie chemicznemi doświadczeniami, które były jego ulubionem zajęciem.
— A cóż? Znalazłeś rozwiązanie tego? — zapytałem go wchodząc.
— Tak. Jest to siarczan barytu.
— Ależ nie — miałem na myśli tę zagadkę!
— Ach tak! Ja myślałem tylko o anali-