Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 3.pdf/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z jakiem zadowoleniem uśmiechnął się Holmes na mój śmiały pomysł.
— Mnie również przyszło na myśl najpierw takie rozwiązanie tego zagadnienia, mój chłopcze, rzekł. Ale wkrótce przekonałem się o prawdziwości zeznań doktora. Młodszy mężczyzna zostawił na schodach tak wyraźne ślady nóg, że zupełnie nie potrzebowałem iść dopiero do pokoju, aby się im przyjrzeć. Trzewiki jego są w palcach szerokie, a nie tak wązkie, jak u Blessingtona, a nadto prawie o półtora cala dłuższe od trzewików doktora. Nie ulega więc najmniejszej wątpliwości, że jest to ktoś obcy, i sądzę, że przyznasz mi słuszność. Teraz zaś prześpijmy tę sprawę; bardzoby mnie to dziwiło, gdybyśmy jutro rano nie otrzymali nowych wiadomości z Brook-Street. —
Przepowiednia Sherlocka Holmesa miała się wkrótce spełnić w bardzo tragiczny sposób. Następnego dnia rano, około godziny pół do ósmej, kiedy jeszcze szarzało na dworze, zobaczyłem go stojącego w szlafroku obok mego łóżka.
— Na dole czeka na nas dorożka, Watsonie, rzekł.
— Cóż się stało?
— Idzie tu o sprawę z Brook-Street.
— Czy zaszło coś nowego?