— Spojrzałam i spotkałam się z parą żarzących się ócz i postacią, która w niewyraźnych zarysach wyłaniała się z ciemności.
— Niech się pani nie boi, uspokajał mnie mój towarzysz, śmiejąc się, kiedy dostrzegł moją przerażoną minę, to jest tylko Carlo, pies łańcuchowy. Jest on wprawdzie moją własnością, ale w rzeczywistości jedynie stary Toller, mój służący, może do niego przystąpić. Dostaje tylko raz na dzień jedzenie niezbyt obfite, tak że zawsze jest zły, jak trucizna. Na noc Toller wypuszcza go, a Bóg niech ma w swej opiece tego włamywacza, któryby się dostał między jego zęby. Niech więc pani na miłość boską nigdy pod żadnym warunkiem nie przekroczy w nocy progu swego mieszkania, jeżeli pani życie miłe.
— Przestroga ta była bardzo na miejscu. Najbliższej nocy około drugiej godziny nad ranem wyglądnęłam przypadkowo przez okno mojej sypialni. Była przecudna noc księżycowa, a murawa przed domem osrebrzona miesięcznym blaskiem lśniła prawie z dzienną jasnością. Jakby zaklęta spokojną pięknością tego obrazu, stałam, gdy dostrzegłam coś poruszającego się w cieniu buków. Kiedy to coś wyszło na światło księżycowe, zobaczyłam, co to było: olbrzymie psisko, wielkie jak cielę, o brunatno-żółtej maści, z silnie rozwiniętemi,
Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 3.pdf/108
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.