Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 2.pdf/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pól. Oddaliśmy swoje bilety i wprowadzono nas do wykwintnie urządzonej poczekalni, gdzie nas wkrótce przywitał nadzwyczaj uprzejmie nieznany nam tęgi jakiś mężczyzna. Mógł liczyć 30—40 lat, mimo to policzki jego były tak świeżo rumiane a oczy tak wesołe, że podobny był więcej do opasłego, przebiegłego młodzieńca.
— Jakże się cieszę, że panowie raczyli przybyć — mówił, ściskając nam ręce, może aż ze zbytnią serdecznością. — Percy cały ranek pytał się o panów. Nieszczęśliwy chwyta się każdego źdźbła słomy. Pozdrawiam pana także w imieniu jego rodziców, dla których samo wspomnienie na ten wypadek jest niezmiernie przykre.
— Nie słyszeliśmy jeszcze bliższych szczegółów, — zauważył Holmes. — Ale pan nie należy do rodziny.
Nasz nowy znajomy zdziwiony popatrzył na Holmesa, rzucił wzrokiem po sobie i ze śmiechem odpowiedział:
— Pan spostrzegł zapewne litery J. H. na moim sygnecie. Chciałem już się zdumiewać nad pańska bystrością. Nazywam się Józef Harrison, a ponieważ Percy zamierza poślubić moją siostrę Annę, zostanę więc wkrótce także krewnym jego. Pozna pan zaraz moją siostrę, która pielęgnuje swego narze-