Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 2.pdf/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wnik. Przecież niema żadnej białej plamy na sobie. Cóż pan zrobiłeś, panie Holmes?
— Ale głupstwo, panie pułkowniku, patrzmy się teraz, jaki będzie wynik wyścigów, odpowiedział Holmes z niezmiennym spokojem, wyciągając lornetkę. Ah, wspaniale! co za śliczny start, zawołał nagle, już są na zakręcie.
Widzieliśmy z powozu, jak konie pędziły zrazu w jednym rzędzie, ale w środku drogi wysunął się naprzód koń ze stajni Capletońskiej; wkrótce atoli czarny koń pułkownika minął Desborougha w potężnych skokach i przybył o sześć długości konia jako pierwszy do mety; Iris Balmorala zaś jako trzecia.
— To są rzeczywiście moje barwy, to jest pewne, wyjąknął pułkownik, przysłaniając oczy ręką, ale niech będę potępiony, jeżeli choć trochę wszystko to rozumiem. Czyż już nie dość długo ukrywał pan tę tajemnicę, panie Holmesie?
— Ależ naturalnie pan się o wszystkiem dowie. A teraz chodźmy zobaczyć konia. Oto jest on, mówił dalej, kiedyśmy weszli do wnętrza ogrodzenia, gdzie mieli przystęp tylko właściciele koni i ich znajomi. Trzeba mu tylko głowę i nogi zmyć winnym octem, a przekona się pan, że to jest rzeczywiście dawny „Srebrny Promień.“
— Nie mogę mówić ze zdumienia!