Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 2.pdf/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie panie, pan się myli!
— Panie Boże, a ja byłbym na to przysiągł. Miała pani na sobie popielatą suknię jedwabną, ozdobioną strusiemi piórami.
— Ja nigdy takiego stroju nie miałam, odpowiedziała.
— Tak? Prawdopodobnie więc się omyliłem, rzekł Holmes i usprawiedliwiwszy się pospieszył za idącym naprzód inspektorem.
Wkrótce przybyliśmy do miejsca gdzie znaleziono zwłoki. Opodal znajdował się krzak, na którym wisiał surdut Strakera.
— Dziś w nocy nie było wiatru, nieprawda? zapytał Holmes.
— Nie, tylko deszcz bardzo padał.
— Wiatr więc nie mógł zanieść surduta na krzaki, lecz musiał go ktoś tam położyć.
— Tak jest, on był tam złożony.
— To zaczyna być zajmującem. Widzę, że ziemia naokoło jest zdeptana. W każdym razie od wtorku rana było tu już wielu ludzi.
— Nie, bo przynieśliśmy rogóżki i rogoże, na nich staliśmy.
— Znakomicie.
— W tym worku zaś mam jeden but Strakera, jeden Simpsona i podkowę z „Srebrnego promienia.“
— A mój kochany inspektorze, jesteś nadzwyczajny!