Strona:PL Doyle - Z przygód Sherlocka Holmesa. T 2.pdf/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przerażonego i drżącego z obawy przed grożącem niebezpieczeństwem. Wziąłem kopertę, na której wewnętrznej stronie tuż u góry były nagryzmolone czerwonym atramentem trzy litery K. Zresztą nie było nic wewnątrz prócz pięciu suchych pestek. Co mogło być powodem tak wielkiego strachu, nie umiałem sobie wytłumaczyć. Opuściłem jadalnię, a kiedy chciałem iść na górę, stryj mój schodził właśnie ze strychu. W jednej ręce trzymał stary, zardzewiały kluczyk, zapewne od komórki na rupiecie, w drugiej zaś skrzynkę metalową, podobną do kasy na pieniądze.
— Mogą robić, co chcą, ale ja im nie ustąpię, — mówił, klnąc, sam do siebie, poczem zwrócił się do mnie i rzekł: — Powiedz Mary, żeby dziś napaliła dobrze w moim pokoju, i poślij po Fordana, adwokata z Horsham.
— Uczyniłem, jak mi nakazał; kiedy przybył adwokat, zostałem zawołany do pokoju. Ogień palił się jasnym płomieniem, a w piecu pełno było gęstego, czarnego popiołu, jak gdyby ze spalonych papierów — obok stała skrzynka metalowa otwarta i pusta. Zadrżałem, gdy zobaczyłem na wieku jej to samo potrójne K, które rano widziałem na kopercie.
— John! — odrzekł mój stryj — chcę zrobić testament, a ty masz być świadkiem.