Strona:PL Doyle - Wspomnienia i przygody T2.pdf/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mojem ciele. Nie było to bolesne, lecz przejmujące i nie miłe, coś w rodzaju lekkiego wstrząsu prądem elektrycznym. Dziwna rzecz, że mi zaraz przyszedł na myśl mały doktór.
W kilka dni potem odwiedził mnie on. „Został pan zbadany z dodatnim wynikiem“ oznajmił mi z uśmiechem. „Teraz musi pan oznajmić stanowczo, czy pan chce do nas się przyłączyć czy nie. Ostrzegam, że nie można tej rzeczy rozpocząć a potem rzucić. Jest to sprawa poważna i albo trzeba się trzymać od niej zdala, albo oddać całkowicie“.
Przyznawałem mu rację, że sprawa istotnie jest poważna, że przy nawale moich zajęć, trudnoby mi było znaleść dla niej czas. Powiedziałem, co myślę; gość przyjął mą odpowiedź jako rzecz naturalną. „Doskonale, — oświadczył — nie będziemy o tem więcej mówić, chyba, żeby Pan zmienił swą postawę“.
Lecz nie tu koniec tej historji. W jakiś miesiąc później, podczas ulewnego deszczu odwiedził mnie doktór Brown, przyprowadzając ze sobą innego lekarza, którego nazwisko znałem, gdyż był on znanym badaczem strefy tropikalnej. Siedzieli przy kominku w mej pracowni i rozmawiali. Zauważyłem wkrótce, że znany podróżnik odnosił się z wielkim szacunkiem do tego małego lekarza wiejskiego, mimo, że ten ostatni był znacznie młodszy.
— To jeden z moich nowicjuszów, — rzekł Brown, jakby tłumacząc mi zauważony fakt, poczem zwracając się do swego nowicjusza, oświadczył: „Wie pan, że Doyle omal się do nas nie przyłączył“. Zagadnięty spojrzał na mnie z zainteresowaniem, poczem obaj