Strona:PL Doyle - Wielkie doświadczenie w Keinplatz.pdf/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie mocno napiłym. Wymachiwał laską, ochrypłym głosem pośpiewywał jakąś wesołą piosnkę studencką, zataczając się przytem z jednej strony drogi na drugą.
Hartmann patrzał na niego najpierw z pewnem uczuciem politowania, żałując w duchu starego, o tak poważnej powierzchowności człowieka, a tak istnie opanowanego wpływem spożytego alkoholu. Im więcej jednakże człowiek ten się zbliżał, tem więcej w Hartmannie ustalało się przekonanie, że gdzieś go już musiał widzieć, nie mógł sobie jednakże na razie przypomnieć, gdzie go poprzednio był poznał. Wrażenie to było tak silnem, że gdy stary był już blisko, stanął i zaczął się badawczo w jego twarz wpatrywać.
Stary także się zatrzymał, chwiejąc się na nogach.
— No! i cóż synku? gdzież ja, u djabła, cię widziałem? — zawołał — znam ciebie, jakby samego siebie. Kim ty jesteś właściwie?
— Jestem profesorem von Baumgarten — odrzekł Hartmann — czy mogę się zapytać, kim pan jesteś? Pańska twarz także dziwnie jest mi znaną.
Nie powinieneś nigdy kłamać, młodzieńcze! — odparł stary — nie możesz być profesorem, bo Baumgarten, to brzydki, stary, zatabaczony bubek, a ty jesteś barczystym młodzikiem. Co do mnie, nazywam się Fryderyk von Hartmann, do usług pańskich.
— Chyba ojcem jego! — zawołało ciało Hartmanna. — Ależ powiedz mi, szanowny panie, skąd przychodzisz do mego łańcuszka i guzików przy mankietach?
— Donnerwetter — odrzekł drugi — jeżeli to nie są moje własne spodnie, o które krawiec