Strona:PL Doyle - W obronie czci kobiecej.pdf/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wyobrażaj sobie pani, że potrafisz mnie w kozi róg zapędzić — odrzekł podnosząc się — wystarczy mi tylko usta otworzyć, a zbiegnie się moja służba i wyrzuci panią za drzwi. Nie chcę jednak uczynić pani tej przykrości, bo pani jest rozdrażniona i nie wie sama, co robi. Zechce pani opuścić ten pokój w ten sam sposób, w jaki się tu dostałaś. Więcej nie mam nic do powiedzenia.
Kobieta jednak nie ruszyła się z miejsca. Zanurzyła rękę w kieszeni, a na ustach jej pojawił się znowu ten sam tajemniczy, delikatny, złośliwy uśmiech, co przedtem.
— W przyszłości nie będziesz pan już więcej nikomu łamać życia, jak je mnie złamałeś, nie będziesz dalej zakrwawiać serc ludzkich, jak zakrwawiłeś moje — ja uwolnię świat od takiego potwora, jak ty. Za wszystko masz zapłatę tu, obrzydliwy psie, tu... tu... tu... tu!...
Wyjęła błyskawicznym ruchem rewolwer i z odległości jednego kroku strzeliła cztery razy, celując w pierś Milvertona.
Zachwiał się i runął na biurko charcząc przeraźliwie i szarpiąc odruchowo papiery. Po chwili — dźwignął się jeszcze, otrzymał jeszcze dwa strzały i padł na podłogę.
— Umieram — wyksztusił i nie drgnął już więcej.
Kobieta popatrzyła na niego struchlałym wzro-