Strona:PL Doyle - W obronie czci kobiecej.pdf/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wziął płaszcz i trzymając w pogotowiu rewolwer, zwrócił się do drzwi. Ja chwyciłem krzesło, ale Holmes mnie zmitygował, Milverton tymczasem, ukłoniwszy się nam z przesadną elegancyą i ironicznym uśmiechem wyszedł. Za chwilę usłyszeliśmy trzask drzwiczek jego powozu i oddalający się odgłos kopyt końskich.
Holmes siedział całkiem nieruchomo przy kominku. Głowę opuścił na piersi, ręce zagłębił w kieszeniach i patrzył w ogień. Przez pół godziny ani się ruszył, aż wreszcie zerwał się jak ktoś, kto powziął jakieś ważne postanowienie i pobiegł do swojej sypialni. Niebawem wyszedł stamtąd młody, o pięknym zaroście robotnik z laską w ręku i zapaliwszy nad lampą starą glinianą fajeczkę, rzekł do mnie:
— Wychodzę na dłuższy czas, Watsonie.
Byłem pewny, że przedsięwziął wyprawę przeciw Milvertonowi, ale nie miałem o niej najmniejszego wyobrażenia. Przez kilka następnych dni wychodził Holmes w tem przebraniu o jednej godzinie, ja jednak oprócz spostrzeżenia, że on czas spędza na Hampstead i to nie nadaremnie, niczego więcej dowiedzieć się nie mogłem. Nakoniec pewnego wieczoru, gdy wiatr huczał przeraźliwie na dworze i bił o okna, powrócił Holmes ze swej ostatniej wycieczki, a zdjąwszy ze siebie ubranie robotnicze, usiadł przy kominku i począł się sam do siebie serdecznie śmiać.
— Jak sądzisz, Watsonie, wyglądam ja na nowożeńca, czy nie?