Strona:PL Doyle - Trzej studenci.pdf/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przedewszystkiem proszę zamknąć drzwi — zaczął Holmes. — No, panie Gilchrist, jesteśmy tu wszyscy sami swoi i nikt się nie dowie, o czem mówić będziemy. Bądźmy otwarci miedzy sobą. Otóż, panie Gilchrist, chciałbym się dowiedzieć, co skłoniło takiego honorowego człowieka, jak pan, do niehonorowego wielce czynu?
Młodzieniec zachwiał się na nogach i rzucił w kierunku Bannistera spojrzenie pełne wyrzutu.
— Nie, panie Gilchrist, ani jednego słowa nie powiedziałem, ani jednego słowa — ozwał się służący.
— Nie powiedzieliście, — wtrącił Holmes — ale uczynicie to teraz. No, panie Gilchrist, sam pan ocenisz, że po tych słowach Bannistra, niema dla pana żadnego wyjścia i że tylko szczere wyznanie całej prawdy może pana uratować.
W pierwszej chwili zaskoczony młodzieniec przysłoni, sobie dłonią oczy, jakby ukryć chciał zmieszanie, ale zaraz się ocknął, padł na kolana przed profesorem i ukrywszy twarz w dłoniach począł mocno szlochać.
— Wstań pan — przemówił Holmes udobruchany — błądzić jest rzeczą ludzką, lecz nikt panu nie może zarzucić zatwardziałości. Prawdopodobnie trudnoby panu było opowiedzieć w tej chwili całe zajście, węc wyręczę w tem pana, a pan będzie tylko łaskaw poprawić mnie, jeżeli w czem zbłądzę. Proszę więc posłuchać,