Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Postanowił wydać kobiety. Widzieli, że twarz naczelnika przybrała łagodniejszy wyraz, uczynił ruch łaskawego zezwolenia, a wtedy Manzor począł coś mówić szybko i z powagą, wskazując na pagórek. Na jedno słowo Baggary, dwunastu zbójców rzuciło się na ścieżkę i znikli z przed oczu na wierzchołku. Rozległ się rozdzierający krzyk strachu, a w chwilę potem ukazali się znowu arabowie, wlokący między sobą kobiety. Sadie, młoda i zwinna, dotrzymywała kroku i dodawała jeszcze cały czas odwagi ciotce, starsza pani natomiast szamotała się śród ciągnących ją białych postaci i podobna była do kurczęcia wyciągniętego z kurnika.
Ciemne oczy naczelnika ześliznęły się szybko z twarzy panny Adams, zatliły się za to nagle na widok młodszej kobiety.
Wydał krótki rozkaz i jeńców, jak nędzne, beznadziejne stado, pognano ku klęczącym wielbłądom. Już uprzednio splądrowano im kieszenie, a cała ich zawartość poszła do worka z paszą dla wielbłądów, który do karku zwierzęcia przywiązał własnoręcznie Ali Wad Ibrahim.
„Pułkowniku“ — szepnął Belmont, mierząc oburzonem spojrzeniem ohydnego Manzora — „udało mi się ukryć mały rewolwer