Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pułkownik uśmiechnął się do Belmonta.
„Ona jest w każdym razie zupełnie dobrej myśli“ — rzekł. — „Naturalnie, tego, co mówią panu, nie powiedziałbym nikomu innemu i chcę wierzyć, że wszystko okaże się zupełnie nieuzasadnione“.
„Co do mnie, mogę sobie wyobrazić czyhające bandy derwiszów, — odparł Belmont“ — ale co mi zupełnie nie mieści się w głowie, to żeby mieli się znaleźć przy skale pulpitowej, akurat dzisiaj, kiedy my tu jesteśmy“.
„Jeżeli zważymy, że nasze przybycie było zapowiedziane, że zawsze na tydzień z góry wiadomy jest program wycieczek i miejsce, gdzie nas można przyłapać, to nie widziałbym wtem żadnego niezwykłego zbiegu okoliczności“.
„W każdym razie bardzo to małe prawdopodobieństwo“ — odparł Belmont z przekonania, w gruncie jednak rad był, że żona jest bezpieczna i spokojna na statku.
Skały urwały się i nasza gromadka wypłynęła znowu na otwartą przestrzeń żółtych, zbitych piasków, które dochodziły aż do samych stóp grodzącej drogę, stożkowatej góry. „Ay-ah! ay-ah!“ — wrzeszczeli poganiacze, okładając kijami boki osłów, które porwały się galopem przez kawałek równej drogi. Dopiero, gdy znaleźli się u ujścia ścieżki,