Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

które zamykały scenę. Potężny cień księdza Johna Stuarta z Birminghamu pokrywał obu razem: pogańskiego władcę i boga, któremu on cześć oddawał.
„A to co takiego?“ — zapytał znagła kapłan zasapanym głosem, pokazując coś żółtą laską z Assuanu.
„Hippopotam“, — odrzekł dragoman, a wszyscy turyści uśmiechnęli się, bo rzeźba miała pewne podobieństwo do samego księdza Stuarta.
„Ależ on nie jest większy od prosiaka“ — protestował duchowny. — „Widzicie, że król bez trudu przebija go włócznią“.
„Zrobiono go małym dlatego, że dla króla był głupstwem“ — tłomaczył dragoman. — „Państwo zauważą, że wszyscy jeńcy ledwie sięgają królowi do kolan. A to nie przez to, żeby był o tyle wyższy wzrostem, ale że był o wiele potężniejszy. Widzicie, iż przerasta swego wierzchowca, ponieważ jest królem, a koń jest tylko koniem. Tak samo i te malutkie kobiety, które państwo dostrzegają tu i ówdzie, to jego pospolite, małe żony“.
„Ale za to“ — krzyknęła z oburzeniem p. Adams, — „gdyby kto wyrzeźbił duszę tego króla, trzebaby było patrzeć na nią przez