Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wającą na pokładzie chusteczką pani Belmont. Obok nich toczyła się szeroka, płowa rzeka, wijąc się w długich skrętach. O pięć mil sześcienne białe domki na tle czarnych skał, znaczyły pierwsze podmiejskie zabudowania Wady Halfa, skąd wyruszyli dziś rano.
„Boże mój, jak tu jest cudownie“ — wykrzykiwała radośnie Sadie. — „Mój osiołek biegnie truchcikiem, a siodło mam poprostu eleganckie. Czy widział pan kiedy coś równie milutkiego, jak te paciorki i ozdoby na jego szyi? Musi pan napisać memo, re osioł. Czy to nie jest najpoprawniejszy angielski styl prawniczy?
Stephens spojrzał na śliczną, rozbawioną, trochę chłopięcą twarzyczkę, pod kokieteryjnym słomkowym kapelusikiem i chęć go wzięła odpowiedzieć jej, jej własnym stylem, że jest najcudowniejsza ze wszystkich. Ale drżał na myśl, że może ją obrazić, a tem samem położyć kres ich miłemu, swobodnemu stosunkowi. Komplement jego rozpłynął się w uśmiech.
„Bije od pani szczęście“.
„A kto by mógł nie czuć się szczęśliwy w tem jasnem, czystem powietrzu, pod tem błękitnem niebem, śród sypkich złotych pias-