Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Egiptien! Pah! anglais, anglais tonjours anglais“ — wykrzykiwał gniewnie francuz.
Korowód stał się teraz bardziej jeszcze dziwaczny, przedzierzgnął się bowiem odrazu w korowód jeźdźców, ostro zarysowany na tle ciemnego błękitu egipskiego. Ludzie, którzy nigdy w życiu nie jeździli konno, muszą tu w Egipcie próbować sił swoich, a kiedy osły puszczą się kłusem, powstaje jedyny w swoim rodzaju obraz; rozwiane welony, zaciśnięte kurczowo ręce, zwinięte w kabłąk, podskakujące postaci i pełne przerażenia twarze. Belmont chwiejąc się swym czworograniastym kadłubem na małym białym osiołku, wymachiwał chustką żonie, która wyszła na salonowy pokład Koroska. Cochrane jechał sztywny po wojskowemu, z rękami nizko, a z podniesioną głową, z piętami w dół. Jadący przy nim młody oksfordczyk, przypatrywał mu się z pod ciężkich powiek, jak gdyby pustynię uważał za niegodną uwagi i miał pewne wątpliwości co do ustroju wszechświata. Reszta towarzystwa ciągnęła wzdłuż wybrzeża, każdy inaczej trzęsiony i wyszturgiwany, a za każdym osłem biegł opalony, hałaśliwy poganiacz. Oglądając się, mogli jeszcze dostrzedz mały, ołowianego koloru parowczyk i powie-