Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się, sapiąc, na brzeg, i sypał konceptami na temat swojej ułomności. — „Należę do ludzi, którzy wszystko swoje niosą przed sobą“ — mówił ogarniając żałosnem spojrzeniem swą okrągłość i ciesząc się, zasapany, własnym dowcipem. Na samym końcu ciągnęli: Headingly, szczupły, wysoki, trochę zgarbiony od pracy przy biurku, i Fardet, poczciwy, choć wiecznie gotowy do dysput i wyolbrzymiający byle głupstwo, paryżanin.
„Widzi pan, mamy dzisiaj eskortę“ — szepnął do towarzysza.
„Zauważyłem“.
„Ba!“ — zawołał francuz, rozkładając ręce ruchem naigrawania się — „równie dobrze moglibyśmy jechać pod eskortą z Paryża do Wersalu. Wszystko to jest potrzebne do gry, proszę pana. Nikogo nie oszuka, ale jest potrzebne do gry. Pourquoi ces drôles de miliitaires, drogman, hein?
Rola dragomana wymagała, aby umieć każdemu odpowiedzieć na wszystkie pytania. Rozejrzał się przezornie dokoła, dla upewnienia się, że nikt z anglików nie usłyszy.
C’est ridicule, monsieur“ — rzekł wzruszając ramionami — „Mais que voulez vous? Ces’t l’ordre officiel egyptien“.