Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

błękitny mógłby podszepnąć ten księżyc, wstający nad pustynią! Pamiętam ustęp, w jednej z pieśni Mendelssohna, który zdaje się wyrażać to wszystko: uczucie ogromu, powtarzalność, wycie wiatru nad nieobjętą przestrzenią. Subtelniejsze wzruszenia, których słowo nie wyrazi, dają się raczej pochwycić strunom i harmonii.“
„Mnie się tu dziś wydaje bardziej pierwotnie i dziko, niż kiedybądź“ — rzucił uwagę amerykanin. — „Doznaję tego samego wrażenia nieubłaganej siły, jak na Atlantyku w mroźny ciemny dzień zimowy. Może sprawia to wiadomość, że znajdujemy się na samej granicy wszelkiego prawa i porządku. Jak daleko sądzi pan, iż jesteśmy od derwiszów, panie pułkowniku?“
„Na arabskim brzegu“ — odparł pułkownik — „mamy fortecę egipską w Sarras, jakieś czterdzieści mil na południe od nas. Poza nią ciągnie się przez sześćdziesiąt mil bardzo dzika okolica, a dopiero za nią placówka derwiszów w Akasheh. Za to na drugiej stronie nic nas od nich nie dzieli.
„Abusir jest po tej stronie?“*
„Tak jest. Dlatego wycieczka tam była zabroniona w zeszłym roku. Ale dziś jest spokojniej“.