Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ki, jeżeli ja sam go do niej rzuciłem. W najlepszym razie można żądać od waszej Opatrzności, aby leczyła rany, które własną dłonią zadaje“.
„Nie przeczę, że zagadnienie jest trudne“ — odparł ksiądz powoli — „i człowiek, który nie chce oszukiwać sam siebie, nie może nie uznać trudności. Posłuchajcie, jak Tennyson śmiało mierzy się z nią w tym samym poemacie, największym i najgłębszym, jaki był napisany w naszym języku. Zauważcie, jak on na nią patrzy:

Macam, gdzie pewna była droga
l brzemię wątpień mię przygniata,
Gdzie w mrokach wielki ołtarz świata
Zawiesza schody swe do Boga.

Wyciągam chrome dłonie, — mdleję,
Kurz jeno garnąc i spłakanem
Sercem zwę Tego, co jest Panem,
Choć skrycie szersze śnię nadzieje.

To jest najwyższa tajemnica tajemnic: zagadnienie grzechu i cierpienia, najwyższa trudność, jaką myśliciel musi rozwikłać, aby usprawiedliwić stosunek Boga do człowieka. Ale weźmy nasz własny przykład. Co do mnie, to widzę bardzo jasno, ile zyskałem przez