Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ X.

Cały Korpus Wielbłądzi spuścił się wzdłuż wąwozu w pościgu za uciekającymi derwiszami i jeńcy na chwilą pozostali sami. W tej chwili właśnie usłyszeli nad sobą wołanie i z pośród skał wynurzył się czerwony turban a pod nim wielka, uśmiechająca się twarz księdza nonkonformisty. Podpierał się grubym oszczepem, bo rana w nodze nie pozwalała mu jeszcze na swobodę ruchów i ta mordercza kula w połączeniu z łagodną powierzchownością tworzyły bardzo humorystyczną całość, jakgdyby jagnię z nienacka wysunęło pazury. Za nim szli dwaj murzyni z koszykiem i z bukkłakiem.
„Ani słowa, ani słowa“ — krzyczał, kiedy go obstąpili. — „Wiem doskonale, jak się macie, przeszedłem akurat to samo. Ali, podaj no wody. Dla panny Adams narazie tylko