Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ców egipskich. W tej chwili padł strzał i wielbłąd jego runął jak długi, z szyją i z nogami wyciągniętemi na ziemi. Młody jeździec zeskoczył i porwawszy zaczepioną o nozdrza wierzchowca uździenicę, zaczął okładać biedne zwierzę klingą pałasza, aby je zmusić do powstania na nogi. Jednak mroczące się i zachodzące łzą oko mówiło nieomylną prawdę, a w walkach pustynnych śmierć wielbłąda znaczy śmierć jeźdźca. Baggara rozejrzał się dookoła jak osaczony lew, czarne jego oczy rzucały zabójcze błyski z pod czerwonego turbana. Szkarłatne plamy jedna za drugą wykwitały na jego ciele, lecz nawet nie drgnął pod deszczem kul. Nagle spojrzenie jego trafiło na jeńców: wściekłym ruchem rzucił się ku nim, a naga szabla migotała mu nad głową. Panna Adams znajdowała się najbliżej na jego drodze, ale na widok pędzącego rzuciła się sama z wielbłąda i stoczyła się daleko po kamieniach. Arab wpadł na skałę i zamierzył się na panią Belmont, wszelako nim cios jego mógł ją dosięgnąć, pułkownik wysunął się z pistoletem i wystrzelił w głowę szaleńca. Wściekłość, która nim miotała, mocniejsza była nawet od śmierci, leżąc już, wierzgał jeszcze i drgał między kamieniami jak ryba na żwirze.