Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„O mnie nigdy się nie martw, Sadie“.
„Nie, ciociu, ja nie o cioci myślałam“.
„Więc o kim?“
„O panu Stephensie, cioteczko. Jaki on był dobry i jaki odważny! Jak dbał o każdą drobnostkę dla nas, starał się jeszcze ściągnąć kurtkę z biednych, związanych rąk, kiedy mordercy czyhali już na niego. On będzie od dzisiaj na zawsze moim świętym i moim bohaterem“.
„Teraz już wolny jest od ziemskich zgryzot“ — odpowiedziała panna Adams z ową dziwną tępotą, którą lata wiodą ze sobą.
„To i jabym już chciała być wolną“.
„Nie wiem, w jaki sposób miałabyś mu przez to pomódz?“.
„Przypuszczam, że czułby się mniej samotny“ — odpowiedziała Sadie z pochyloną ku ziemi twarzyczką.
Wszyscy czworo jechali czas pewien w milczeniu, kiedy nagle pułkownik podniósł rękę do czoła ruchem najwyższego przerażenia:
„Wielki Boże!“ — zawołał — „zupełnie tracę zmysły!“
W nocy już mieli co do niego parokrotnie to samo wrażenie, ale jednak od wschodu słońca był całkiem normalny. Te też zasko-