Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a głos jego stracił poprzedni łagodny ton. — „Ułożyłem na ziemi z tych dwu drewek głupi i zabobonny symbol waszej dotychczasowej wiary. Przejdziecie po nim na dowód, że się go odrzekacie i ucałujecie Koran, aby pokazać, żeście go przyjęli. A jeżeli jeszcze czegoś będziecie się chcieli nauczyć, zrobi się to po drodze“.
Tak więc ci czterej mężczyźni i trzy kobiety stanęli w obliczu swego przeznaczenia. Nikt z nich, prócz panny Adams i pani Belmont, nie posiadał głębszych uczuć religijnych. Byli to ludzie nawskroś światowi, niektórzy z nich nawet niechętni wszystkiemu, co wyrażał symbol, ułożony na ziemi. Ale żyła w ich duszach duma europejczyków, duma białej rasy i ta ich wiązała z wiarą plemienia. Był to motyw grzeszny, ludzki, nie chrześciański, a jednak miał siłę uczynić z nich jawnych męczenników chrześciaństwa. W napięciu nerwów, w jakiem znajdowali się w tej chwili, cichy jakiś dźwięk uderzył nagle ich uszy i zdał im się donośnym odgłosem od strony pustyni. Palmy nad ich głowami szumiały jak spokojna rzeka, a na ich tle słyszeli jakby odległy tętent wiełbłądów.
„Ktoś się zbliża“ — szepnął pułkownik. — „Przez pięć minut niech pan ich jeszcze przetrzyma“.