Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nalanej twarzy. Kąciki ust opuściły się, wyglądał twardo i surowo.
„Czy ci niewierni żartują sobie ze mnie?“ — zapytał dragomana — „dlaczego rozmawiają między sobą, a mnie nie mają nic do powiedzenia?
„Zaczyna się niecierpliwić“ — zauważył Cochrane. — „Może mam spróbować, wedle sił, bo widzę, że ten wstrętny człowiek wyprowadził nas w pole“.
Ale spryt kobiecy uratował sytuacyę.
„Pewna jestem“ — zabrała głos p. Belmont, „że pan jako francuz, zatem jako człowiek elegancki, honorowy nigdy dla urażonych uczuć osobistych nie złamie danego słowa i nie zaniedba obowiązku wobec trzech bezbronnych kobiet“.
Fardet momentalnie zerwał się na nogi z ręką na sercu.
„Pani mnie rozumie“ — krzyknął. — „Nie umiałbym nigdy zawieść płci pięknej. Spróbuję, co potrafię. Manzor, powiedz temu świętemu mężowi, że jestem gotów dysputować z nim w przedmiocie jego wiary“.
l wziął się do tego z dobrodusznością, która zdumiała towarzyszy. Przybrał ton człowieka istotnie przekonanego, a którego powstrzymują jeszcze tylko jakieś resztki wątpli-