Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niesie wam niepojęte rozkosze, jak nam obiecuje księga wielbłądzia. Bo co powiada wybrany?“ i tu wszedł w jeden z dogmatycznych tekstów, które dla każdej wiary mają powagę argumentu. „Zresztą, czyż nie jest widome, że Bóg jest z nami od początku, bo choć przeciw tureckim strzelbom mieliśmy tylko kije, zwycięstwo było nasze. Czyśmy nie wzięli El-Obeid?, nie zajęli Chartumu?, nie rozbili Hicksa i nie zabili Gordona?, nie pokonali wszystkich, ktokolwiek był przeciwko nam? Jak więc można powiedzieć, że błogosławieństwo Allaha nie spoczywa na nas?
Podczas długiej przemowy mułły pułkownik rozglądał się dokoła siebie i dostrzegł, że derwisze czyszczą broń, liczą naboje, wogóle czynią przygotowania, jakgdyby spdziewali się, że lada chwila czeka ich walka. Emirowie naradzali się z powagą, a dowódca patrolu, mówił coś i wskazywał w stronę Egiptu. Nie ulegało wątpliwości, że nadzieja ocalenia może stać się ciałem, trzeba tylko jeszcze przeciągnąć rzecz o parę godzin. Wielbłądy dotąd nie przyszły do siebie po długim marszu i ścigający, jeżeli naprawdę byli niedaleko, mieli wszelkie dane powodzenia.
„Na miłość, boską panie, Fardet, niech pan ich trzyma w szachu. Wierzę, że jest nadzie-