Strona:PL Doyle - Tragedja Koroska.pdf/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Bezczelny człowiek!“ — ryknął pułkownik.
„Jeżeli mamy umierać, to umierajmy, jak kulturalni ludzie, a nie jak ulicznicy“ — próbował pośredniczyć Belmont z godnością.
„Ja tylko powiedziałem, że cieszą się, iż pan Fardet nauczył się czegoś dzięki swym przygodom“ — drwił dalej pułkownik.
„Przestań, pułkowniku. Co panu zależy na tem, żeby go drażnić?“
„Słowo honoru, panie Belmont, pan się zapomina. Nie pozwalam ludziom mówić do siebie w ten sposób“.
„Sam pan będzie później żałował“.
„Panowie, panowie, panie słyszą“ — zawołał Stephens i rozsierdzeni mężczyźni w jednej chwili wpadli w grobowe milczenie, chodząc tam i z powrotem i szarpiąc gniewnie wąsa. Ale zły humor jest bardzo zaraźliwy, bo i Stephens rozdrażnił się ich rozdrażnieniem i patrzał na nich z podełba. Losy ich się ważyły w tej chwili, cień śmierci wisiał nad nimi, a jeszcze myśl ich pochłaniały osobiste niesnaski, tak błahe, że wprost trudno było wyrazić słowami, o co im idzie. Nieszczęścia podnoszą ducha ludzkiego na wielkie wyże, ale wahadło zawsze się kołysze.
Wkrótce atoli uwaga ich skierowana została ku rzeczom donioślejszym. U źródeł